wiadomości

Pierwszy wywiad z Jakubem Łaszkiewiczem

Image
2 kwietnia 2024
 /
 wydawnictwo_niebieskie
 / 

– Pisanie czasami sprawia mi frajdę, bywa, że działa terapeutycznie, innym razem pozwala odciąć się troszkę od rzeczywistości, żeby wykreować własną, fikcyjną, na kartce – mówi Jakub Łaszkiewicz, 23-letni autor „Kryształu”, który ukaże się nakładem naszego wydawnictwa.

 

Jakie są początki pisania w Pana życiu?
Pisać lubiłem (albo przynajmniej chciałem) w zasadzie od zawsze, ale nie mam pojęcia, kiedy konkretnie to się zaczęło. Chyba zaraz po tym, jak zacząłem czytać – być może przy Przygodach Detektywa Pozytywki lub trochę później, kiedy zaczytywałem się w Mikołajku albo mniej znanym Mateuszku i chciałem tworzyć podobne historie.

Jako nastolatek wydał Pan swoją pierwszą książkę.
Z perspektywy czasu wiem, że wydanie książki w tak młodym wieku – miałem wtedy 15 lat – nie było najlepszym pomysłem. Obecnie nie byłbym w stanie jej przeczytać bez walenia łbem o kaloryfer, no a szkoda kaloryfera. Ale pewnie musiałem ją wydać, żeby teraz pisać lepiej i żeby lepiej dobierać ludzi, z którymi współpracuję w kwestiach wydawniczych.

Co daje Panu pisanie?
Czuję, że nie mam w tym zakresie jeszcze wiele do powiedzenia, ale pisanie czasami sprawia mi frajdę, bywa, że działa terapeutycznie, innym razem pozwala odciąć się troszkę od rzeczywistości, żeby wykreować własną, fikcyjną, na kartce. Ogólnie – jest spoko.

Słowo jest dla Pana ważne? Zajmuje się Pan nim na co dzień w pracy zawodowej, zgrabnie nim Pan też obraca jako stand-uper.
Dziękuję! Po prostu lubię słowa, lubię gry słowne, fascynuje mnie elastyczność języka polskiego i sporo frajdy sprawia mi rozkminianie takich rzeczy. Kiedyś wytrzymałem nawet dwa zjazdy na zaocznej polonistyce.

Dlaczego tylko dwa?
Mam pewne szkolne traumy, przez które masakrycznie stresuję się na wykładach czy zajęciach, szczególnie kiedy trzeba odezwać się publicznie. Co ciekawe, na stand-up to nie działa. Gadania głupot ta trauma nie obejmuje.

Fot. Małgorzata Hałas

O Pana pokoleniu mówi się, że to dzieci Instagrama (zdjęcia) czy Tik-Toka (filmiki). Czy dla tego pokolenia posługującego się głównie obrazem słowa mają znaczenie?
Oczywiście, że tak. I myślę, że to się nie zmieni. Proszę spojrzeć na popularność literatury młodzieżowej albo chociażby na niesłabnące zainteresowanie Wattpadem, gdzie każdy chętny może dzielić się swoimi opowiadaniami (albo durnymi fanfikami, mój ulubiony to ten z Krzysztofem Bosakiem wdającym się w gejowski romans z Robertem Biedroniem).

No właśnie, w ostatnich latach obserwujemy wielki boom literatury dla młodych dorosłych i kolejki – zwłaszcza nastolatek – na różnych targach książek.
Jeśli sądzisz, że sztuka czytania zanikła, zwłaszcza wśród dzieci, to niezawodny znak, że jesteś mugolem.

A Pan co i kogo czyta?
Głównie literaturę faktu – uwielbiam reportaże o mniej lub bardziej odległych miejscach i intrygujących ludziach. Jeśli jednak chodzi o beletrystykę, cenię sobie zbiory opowiadań Mariany Enriquez, Pawła Sołtysa (Pablopavo) i Joego Hilla, co jakiś czas też sprawdzam, co tam u Stephena Kinga i Sylwii Chutnik.

Jako autor – ma Pan jakieś zwyczaje czy rytuały?
Absolutnie nie. Podejrzewam u siebie ADHD, które nie pozwala mi na dotrzymywanie rytuałów i czasami nawet na względnie regularne pisanie. Kiedy akurat czuję się na siłach, to siadam i piszę.

Gdzie Pan pisze?
Miejsce jest kwestią drugorzędną – mogę tworzyć na kanapie, w łóżku, przy stole, przy biurku, w pociągu czy gdziekolwiek indziej. Cały proces jest niebywale chaotyczny, bardzo nieokiełznany i nieregularny.

Jakiś pisarz jest dla Pana autorytetem?
Chyba nie. Ale jeśli chodzi o sam warsztat, niejaką Biblią jest dla mnie Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika Stephena Kinga, więc pewnie powinienem wskazać właśnie jego.

Rozmawiał Przemysław Radzyński